!NOTKI! Pada... deszcz rozdrobniony na miliardy istnien spada, jakby ziemia byla niebem. Z wysokosci nieba pewnie nie widac mojego zalu, tylko stado parasoli. Ale nic to, bo jesien przyszla... Moge teraz bezkarnie pograzac sie w bezdennej melancholii, popoludniami marznac do szalenstwa dlawiac sie wiatrem, a potem po prostu wracac do domu... sama. Bywa... Nie ma GO. To juz drugi miesiac... A mysli o NIM kazdego ranka wybiegaja z mojej glowy w strone zgielku, potem wracaja nienasycone JEGO oddechem, glodne JEGO obecnosci i domagaja sie tesknoty za NIM, czyniac wieczory nie do zniesienia. A ja juz nie potrafie tesknic..., tesknote, która nikogo nie obchodzi jest nie do wytrzymania... Ja juz nawet nie jem, nie spie... w lustrze tez juz mnie nie ma, jest wyczyszczona ze mnie szyba. Z kazdym dniem powieje, pierzchne i bledne nieodwracalnie... Bez powrotu. I chyba nie mam zalu, ze z ufnoscia golebia wyznal mi milosc... do NIEJ. I chyba czekam nadal... moze przyjdzie..., ale ON nie przyjdzie. Wiem to na pewno. Tak jak wiem, ze po niedzieli nastanie kolejny wtorek ponad moje sily, a najdalej do piatku tesknota wyzre we mnie kolejna przepasc. Zamieszkali razem. Czasami ICH widuje..., spaceruja w tym uroczym, malym parku, gdzie Korfantego krzyzuje sie z Sokolska. Sprawiaja wrazenie takich szczesliwych, az mnie mdli. Ale usmiecham sie do NICH, czemu nie...? Dzis rano przy kawie wyobrazalam sobie jak rozjezdza mnie samochód tuz przed NIMI, na jednym z tych uroczych spacerków. Moze nie zwróciliby uwagi... Moze. W srode napisalam do NIEGO list. Napisalam w nim, ze cokolwiek sie stanie, to ja zawsze bede... dla NIEGO, ze zawsze moze na mnie liczyc, ze odpowiem na najcichszy szept, po ostatnie wolanie... Napisalam, ze moje serce zlozylo MU przysiege na wiecznosc...!!! Powiedzial, ze to mile... MILE... Hmmm... Mile sa rodzinne uroczystosci i telefon Mamy w sobotnie popoludnie, ale to... mile... No cóz. To pewnie glupie..., ale czesto sie zastanawiam, czy ONA czuje na JEGO jezyku mój smak... Mój i tych wszystkich kobiet, które byly przede mna... Jestem nienormalna, po co ja to wszystko pisze...? Choc ta "nienormalnosc" jest jeszcze do przezycia, w przeciwienstwie do tej cholernej samotnosci... To jak spowiedz z milosci na stadionie, 5 minut przed meczem LAIKERSÓW... Szalenstwo... Jesli juz mowa o szalenstwie..., to moze upieke szarlotke, albo placek ze sliwkami i zaprosze ICH... Siade na wprost i bede lapczywie sycic oczy JEGO chlopieca uroda i przygladac sie jak trzyma w dloniach uszko filizanki..., bo tez chcialabym byc tak dotykana. Tak wlasnie zrobie... zaprosze ICH. Nie wiem czy to opisze, bo i po co...? To wszystko tak bardzo boli..., czasem tesknota wypala mi oddech. Ale do tego mozna sie przyzwyczaic, jesli co dnia budzisz sie z tym samym bólem, w miejscu gdzie powinno byc serce, to po jakims czasie, to staje sie tak naturalne jak mruganie oczami podczas kichania. Dostalam NIC, za wszystko... UROCZO... A chcialam tylko obecnosci, czekania, tesknoty, milczenia w lózku nad ranem i JEGO rak na moich plecach co noc... I wtedy bylby RAJ!!! I nic juz nie wiem, poza tym, ze ON oczy ma zielone... Chyba czas zmian. Na gorsze, na lepsze, na zimne, na cieple... na JEGO widok... No cóz..., to ONA ma NIEBO, za namiaske którego ja oddalabym wszystko... Ale nic to. Kupilam sobie te karminowa sukiennke, o której tak marzylam..., acha..., no i fortepian przepchalam pod sciane ze strzegarzami... tak lepiej. A dzis wieczorem napuszcze sobie pelna wanne wody i poloze sie na dnie. Bedzie cicho. Potem pomaluje sobie paznokcie na kolor blekitu paryskiego, nikt nie zna tego odcienia niebieskosci. To bedzie mily wieczór. Pewnie zasne nago..., ale co z tego...? Prawda jest taka, ze spopielalam, cala z zalu jestem szara... Dobrze, ze juz jesien. Kolejna, nie ostatnia chyba... Ale poradze sobie, a ON niech zima lepiej nie wraca!!! Taka zwykla ja...
Dodaj komentarz